sobota, 25 kwietnia 2009

Wyjście ewakuacyjne...

Jaka była wasza ulubiona zabawa w dzieciństwie? Ja lubiłam wszystko co dawało szanse na ubrudzenie się, przynajmniej częściowe. Piaskownicowa babranina, cały dzień z farbkami plakatowymi lub plasteliną ewentualnie jakaś chłopięca zabawa w policjantów i złodziei albo w karateków. Lalkami to ja się bawić nie lubiłam. Poza wyjątkami, kiedy lalka była nowa - wtedy bardzo lubiłam ją czesać i malować flamastrami. Potem zabawa łysą i pomazaną lalką nie była już taka kusząca;) [no dobra, wyolbrzymiam - niektóre włosy zachowały;) ].

No i jeszcze puzzle lubiłam. Takie trudne. Z niebem, trawą, drzewami i innymi detalami, które w powiększeniu i rozdrobnione wydają się niemozliwe do ułożenia. Podobało mi się wyszukiwanie pasujących puzzli, dobieranie odcieni i planowanie, gdzie który kawałek może się znaleźć... Zazwyczaj jednak mój slomiany zapał nie pozwalał mi na skończenie pracy - kończyło się na ułożeniu większości i wepchnięciu reszty kawałków na siłę (tak, tak też się da - niebo może nie ma jednolitego odcienia ale dalej przypomina niebo).

Wogóle ten cały słomiany zapał to moja klątwa życiowa jest. Nie, że z nią nie walczę... Po prostu czasem przegrywam. Coraz rzadziej na szczęście. Jednak kiedy myślę nad tym, do czego bym doszła kontynuując to, co kiedyś z zapałem zaczęłam, to (poza faktem, że moja doba musiałaby trwać jakieś 50h) nie zdawałabym teraz hiszpańskiego na poziomie Inicial tylko pewnie na Superior, przygrywając sobie na gitarze a po wszystkim lecąc na mecz tenisa. Do hiszpańskiego wróciłam jak ta córa marnotrawna, obiecałam sobie nie odejść od niego tak łatwo jak kiedyś.

A gitara i tenis? Rakieta zakurzona leży w kącie, czekając aż znajdę chętnych na wynajęcie kortu i zabawę w mecz (bo raczej gry to to może za bardzo nei przypominać). W gitarze pękła struna i czeka na to aż ją wymienię. Chociaż coraz częściej mam ochotę iść i te struny kupić. Kto wie, może kiedyś moja motywacja osiągnie poziom, w którym wykonanie staje się możliwe;)

I może wogóle kiedyś osiągnę ten poziom, że nie będę musiała wciskać resztek puzzli na siłe z braku ochoty do dokończenia ich. Puzzli życia szczególnie, bo tych z działu zabawek nie planuję w najbliższym czasie układać. Mistrzynią samodyscypliny to ja nie jestem - ale spróbować nie zaszkodzi.

...
...

Dzisiaj kolejna piosenka kobieca. Bo kobieta, kiedy chce, to da radę każdej przeciwności. W wysokich obcasach na dodatek;)

sobota, 18 kwietnia 2009

Gem, set, mecz...

Dzisiaj telewizja publiczna nadała film, który kiedyś nieźle mną trzepnął. 'Wszystko gra' Woody Allena. O zbrodni. O namiętności. I przede wszystkim o szczęściu. O roli przypadku w życiu. Wrażenie jakie wywarł na mnie chciałam przenieść na innych, bez skutku - to co mnie wydało się genialnym budowaniem napięcia i fabułą pełną przesłań dla domowników było jedynie nudnym filmem, który oglądany od połowy miałby więcej sensu (a przynajmniej marnowałby mniej czasu).

Zastanawiałam się czemu akurat mnie tak poruszył. Była to pewnie wina tematu ustnej matury, której odbycie zbiegało się w czasie z emisją filmu - jej tematem była 'Zbrodnia i zbrodniarze w literaturze'. Temat analizowałam od strony przyczyn powodujących popełnienie owej zbrodni, przy okazji pokazując niektóre aspekty psychiki zbrodniarza. Myślę, że był to jeden z ważniejszych powodów, które zespoiły moje myśli z fabułą filmu - motyw zbrodni był wtedy dla moich myśli czymś poszukiwanym wręcz maniakalnie, a bohater filmu zaczytany w 'Zbrodni i Karze', dokonujący tego, co u Dostojewskiego się nie udało był dla mnie zaspokojeniem jakiejś wewnętrznej potrzeby. Dziwnie to brzmi, ale chyba do teraz fascynuje mnie psychologia zbrodniarza - ot, co matura potrafi zrobić z człowiekiem...

Ale, wbrew fabule, ten film o zbrodni opowiada jedynie przy okazji. Przy okazji ukazywania co jest najważniejsze w życiu człowieka. Nie zdrowie, miłość czy pieniądze - najważniejsze jest szczęście. Opatrzność nad nami czuwająca, przysłowiowy czepek, w którym rodzimy się lub nie...
Bo jeśli mamy szczęście w życiu to reszta przyjdzie sama. Bo czasem niewiele zależy od nas, choćbyśmy mieli najlepsze chęci i pozytywne nastawienie nie zawsze osiągniemy sukces. Najbardziej boli gdy zgarnia go ktoś, kto robiąc wszystko źle dostał go bez większego wysiłku. Gdy nie wygrywa najlepszy, przynajmniej w naszym mniemaniu. I to chyba najbardziej gorzka nauka płynąca z tego filmu.

" 'cause the grass is always greener on the other side"

Co nie znaczy, że powinniśmy przestać patrzeć na 'bright side of life'. Ja bynajmniej nie zamierzam rezygnować z postawy ostrożnego optymisty. Moja trawa jest zadowlająco zielona więc nie będę nikomu innej zazdrościć. Fajnie by było tylko, gdyby wyrosły na niej jakieś kwiaty. Niezapominajki na przykład. Błękitne...

...
...

Piosenka z ramówki TVNu, którą obiecywałam sobie znaleźć i zawsze zapominałam. Do momentu gdy przypomniał mi o niej opis Michalinki. Gracias querida:* A piosenka z tych, przy których nie umiem się nie uśmiechnąć.

wtorek, 14 kwietnia 2009

O czym ja mam z Tobą myśleć...

Zmiany, zmiany, zmiany... Wpadłam ostatnio przypadkiem na mój gronowy profil, nieodwiedzany od daaawna. Przykurzony, zapomniany, lekko wyblakły. Przeglądałam go tak, jakbym to nie ja go kiedyś stworzyła. Jakby należał do kogoś, kogo kiedyś dobrze znałam. Dziwne uczucie. Niby lubimy to, co znamy, a jednak ciągle zmieniamy siebie i to co nas otacza... Paradoks jakiś taki, przynajmniej dla mnie.

Zapytana o to, ile mam lat, ciągle gryzę się w język żeby nie odpowiedzieć, że osiemnaście. A jednocześnie dzieciaki, które zaraz osiemnaście lat mieć będą wołają do mnie 'Proszę Pani'. Biegam po ulicach w kolorowym obuwiu sportowym a za parę tygodni czeka mnie, o zgrozo, miesiąc w garsonce. Pamiętam to ukłucie w żołądku tydzień temu, kiedy wychodziłam z rozmowy o praktykę i pierwszy raz byłam zła na mój kierunek studiów - wizja kilkudziesięciu lat spędzonych w kostiumie jakoś nie potrafi mnie nie zdołować. 'Pani Agato' wyprasowana w kant i od linijki... no hallo!

Z wiekiem wszystko jakoś trudniej przychodzi. Trudniej coś zrobić, nie doszukując się w tym haczyka, bez obaw o ukryte drugie dno, bez doszukiwania się zagrożeń. Dzieci mają łatwiej. Wczoraj ciocia przedszkolanka opowiadała o chłopcu, który ciągle dokuczał jednej z dziewczynek. Poprosiła go, żeby przestał, a on jej bardzo poważnym tonem odpowiedział : "Ale ja nie mogę. Ona mi się podoba. Ja się w niej zakochałem". Rozbrojona zostałam tymi słowami. I takie rozbrojenie trwa do teraz. Nie będę komentować tego, co powiedział chłopczyk, dointerpretujcie sobie to sami, w swoim zakresie.

Rok temu zdarzyło się coś, co zmieniło w moim życiu wiele, dwa lata temu - coś co zmieniło wszystko. Co przyniesie dzisiaj? Poza wizją garsonki chyba już nic. Bo wizję tych oczu niebieskich trzymam w mojej własnej wersji rzeczywistości - ale bez obaw, sama w nią staram się nie wierzyć. Mało jest realna. Mieści się w przedziale trzech sigm, ale moim zdaniem to raczej dalej niż bliżej średniej. Przeszkadza się trochę skupić, szczególnie gdy niebo za oknem ma identyczny odcień błękitu...

...
...

Ela przypomniała o tym zespole, dla różnorodności inny kawałek (jaram się stylizacją w nim użytą, tekstem i głosem Stevena T.). Chyba już zawsze będzie mi się z taką młodością-młodością kojarzyło. J-j-j-j-jaded...