wtorek, 30 września 2008

O optymistach.

Szklanka do połowy pełna. Chociaż pustka, zajmująca drugą jej część wylewa się także poza jej obrzeża i rozlewa po otoczeniu.. A mimo wszystko ważna jest zawartość. To co obok jest nieistotne, nawet jeżeli z każdym kolejnym łykiem pustka się rozrasta.

Skąd biorą się ludzie, którzy w każdej przeszkodzie potrafią zobaczyć furtkę? Osoby potrafiące przemieniać problemy w wyzwania, a porażki w lekcje życia, znajdując we wszystkim tą pełną stronę? Bardzo chciałabym to wiedzieć.

Skąd nagle pomysł pisania o optymistach? Bo są wszędzie. A z jednym z nich miałam wczoraj wykład.

Prof. zw. dr hab. Niepoprawnego Optymizmu. No, bo jak inaczej nazwać człowieka, który otwarcie stwierdza, że im wyższy płaci się podatek od dochodów tym bardziej powinniśmy się cieszyć?
Fakt, najwyższy próg podatkowy to znak, że dużo zarabiamy, więc powód do radości jest. Chociaż nie wiem czy tą radością należy się dzielić akurat z Urzędem Skarbowym i to akurat w takich proporcjach..

Kiedyś chyba miałam w sobie dużo takiej niepoprawności. Ale z czasem na moich różowych okularach porobiły się chyba rysy i przetarcia, bo jakoś już nie wszystko jest takie piękne i zawsze pozytywne..

Bo życie czasami musi poszarzeć, żeby potem jego kolory stały się wyraźniejsze i dawały więcej radości. Taką formę optymizmu dopuszczam. Nie muszę we wszystkim widzieć pozytywnych stron, żeby wiedzieć, że to wszystko do czegoś zmierza. I że pozytywna energia zawsze do nas wraca, zwielokrotniona kilkukrotnie.

A optymiści? Niech dalej widzą swoją do połowy pełną szklankę. Tylko niech pamiętają, że to co w niej jest i co tak ich cieszy samą swoją obecnością, może im poważnie zaszkodzić, w najlepszym wypadku wywołując porządnego kaca.

...
...

Co by tu dzisiaj.. Skoro o optymistach, to piosenka o głupcach i miłości musi się pojawić.. Ale przeszukałam swoją playlistę w najbardziej optymistyczny sposób, w jaki się dało.. Przynajmniej muzyka miła dla ucha i melodyjna;)

niedziela, 28 września 2008

Przemyśleń ciąg dalszy.

Za dużo ostatnio mam czasu na myślenie.. Dobrze, że kończą się wakacje.

Ostatnio uświadomiłam sobie, że nie warto być idealnym.
Dlaczego? Bo to wbrew naturze.

Gdyby Matka Natura była perfekcjonistką, wszyscy bylibyśmy tacy sami - w końcu ile mogłoby być wersji ideału? Każdy byłby jak pieczątka - symetryczne odbicie pewnej przewidzianej z góry istoty. Kserokopia po prostu.

Herbata byłaby naturalnie lekko słodka, papierosy nie powodowałyby raka, a klimat w każdej części świata byłby porównywalny z czerwcowym ciepełkiem panującym nad morzem Środziemnym...

Według mnie ideały są na tyle nienaturalne, że otoczenie reaguje na nie alergicznie.. Mimo, że każdy człowiek ma inne potrzeby i preferencje, to jednak istnieje gdzieś jeden wspólny mianownik tolerancji na ideały.

Bo to prawda, że można kota zagłaskać na śmierć, herbatę przesłodzić, a idealna pogoda jest tak niespotykana, że gdy tylko się pojawi, każdy wietrzy w tym jakiś podstęp i nie rusza się z domu bez parasola lub dodatkowego swetra.

Bo to co idealne jest nudne, przewidywalne. Człowiek potrzebuje chociaż małych elementów zaskoczenia, aby czuć, że żyje i że wszystko z nim w porządku. Gdybyśmy ciągle jedli tą samą potrawę, przyprawianą zawsze w ten sam sposób, przestalibyśmy czuć jej smak, a spożywanie posiłków stałoby się dla nas tylko niezbędną do życia czynnością życiową.

"Nieznane zawsze warte jest tego, aby dlań opuścić coś przewidzialnego." - Witkacy

Dlatego uważam, że życie trzeba co chwila 'przyprawiać' inaczej, zmieniając chociażby minimalnie jego smak. Odrobina nieprzewidywalności wobec innych pokaże im tysiąckrotnie lepiej jacy jesteśmy i przywiąże ich do nas bardziej niż przywiązałaby do przewidywalnego ideału.

Szkoda, że musiałam być mocno kopnięta w tyłek, żeby zdać sobie sprawę z tego, że jednak można się strać za bardzo.. Dobrze, że lekcję zrozumiałam i mam zamiar unikać tego błędu w przyszłości. Mam nadzieję, że to nada temu postowi jakieś przebłyski pozytywnego przesłania.

...
...

Końcowo - piosenkowo. Tym razem Rilo Kiley. I jedna z piosenek, które kocha się od pierwszego usłyszenia.

środa, 24 września 2008

Epsilon-Day

Nie da się wszystkiego przewidzieć, zaplanować, zorganizować.
Choćby się znało wszystkie statystyki i badania świata zawsze jest jakiś epsilon.. Jakiś okruszek życia, którego nie obejmuje swoimi ramionami zasada trzech sigm.

Czasami bywają takie dni, kiedy mam problemy ze zorganizowaniem sobie parzenia kawy albo mycia zębów. A kiedy indziej wszystko robi się samo, nim jeszcze na dobre zastanowię się jak do tego podejść.

Dzisiaj mam ten pierwszy rodzaj dnia. Epsilon-Day. Po czym to poznałam? Otóż po tym, że szuflada, którą wysuwam codziennie od bardzo, bardzo dawna nagle rozpadła mi się w rękach. A próby naprawienia jej za pomocą gwoździ i młotka (bo ja jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję) tylko pogorszyły sprawę - zamiast jednoczęściowej szuflady po podłodze w pokoju walają się pięcioelementowe, trójwymiarowe puzzle, żywcem wyciągnięte z programu pana Adama Słodowego..

A czemu piszę akurat o szufladzie? Bo w momencie kiedy próbowałam wytrwale wbić w nią gwoździa, narażając swoje palce na niebezpieczeństwo i nieumyślnie pogarszając sytuację, zdałam sobie sprawę, że jest w tym jakiś sens.

Czasami coś rozpada się na kawałki niezależnie od tego jak bardzo się staramy i chcemy to sklecić do kupy. I czasami trzeba się temu po prostu dać rozpaść. Bo jest to najlepsza motywacja do tego, żeby zrobić coś nowego i (mam nadzieję) lepszego.

Chociażby posprzątać stare rupiecie, które zalegały w opisywanej szufladzie. W większości niepotrzebne i nie warte chociażby chwili litości. A jednak kiedyś były dla mnie na tyle ważne, że nigdy nie wpadłabym na pomysł pozbycia się ich..

Człowiek ma naturę chomika. Zbiera wspomnienia, obrasta w pamiątki i potrafi żyć przeszłością, zapominając zupełnie o teraźniejszości. Mnie moja szuflada uświadomiła, że to nie ma większego sensu. Że trzeba żyć dalej, bez zbędnych analiz i planów. Bo życie to nie reguła matematyczna. Nie ma teorii na wszystko co nas otacza. I choćbyśmy zachowywali się zgodnie ze wszystkimi zasadami, które uważamy za właściwe, zawsze jest gdzieś obok nas taki mały epsilon, który tylko czeka, aby nam o tym przypomnieć.

(...)
(...)

A teraz pewien constans tego bloga. Piosenka. A że ostatnio lubię te z nutą goryczy... Cóż poradzić. Bez goryczy to co słodkie nie smakowałoby tak cudownie.

poniedziałek, 22 września 2008

Przepis na faceta.

Przepis opracowany na podstawie wczorajszego 'Sabatu Czarownic' ;)

Weź garść wymówek, szczyptę kłamstwa i dopraw do smaku tchórzostwem.
Obficie polej egoizmem, a talerz udekoruj pretensjami i marudzeniem.
Podawaj podgrzane kłótnią i przesolone jedną kroplą łzy za dużo.
Koniecznie pamiętaj o tym, aby pod żadnym pozorem nie dodać do wywaru taktu, czułości i honoru - to zepsuje efekt końcowy.
Danie świetnie komponuje się podane w towarzystwie 'najlepszej przyjaciółki' lub 'nieplanowanej, nowej znajomości'.
Po nałożeniu uważnie pilnuj dania - nie lubi stać w miejscu więc może szybko uciec, ryzykując nawet upadek ze stołu (w końcu kto nie ryzykuje, ten... ;]).
I ostatnia rada - już podczas przygotowania nie daj się zwieść smakowitemu wyglądowi i cudownym zapachom, nawet jeśli danie wydaje się w pełni jadalne, możliwe jest wystąpienie silnej niestrawności.

Dlatego po skończonym gotowaniu radzę danie wyrzucić i zrobić sobie gorącej herbaty. Oraz wypić ją za zdrowie tych facetów, których - o ile istnieją - ten przepis nie dotyczy.

...
...
Na koniec piosenka o kobietach i dla kobiet - za to jakie są i za ich możliwości radzenia sobie z problemami i przyjmowania do wiadomości nie zawsze przyjemnych zmian w życiu(a robią to często lepiej niż 'wielcy silni i "dojrzali" faceci).

piątek, 19 września 2008

"Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby...

... kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja"
Gabriel Garcia Marquez

Skończyło się. Who cares. (teraz powinna nastąpić lista osób odpowiedzialnych za to, że mam takie podejście.. Ale są takie tylko dwie - z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy dali mi się wygadać - tymi osobami jest Pan Michał i ja sama).

Nie chce za dużo pisać o tym co mam w głowie. Zrobię to za chwilę za pomocą kilku cytatów z autorów, do których książek będę wracać chyba przez całe życie (Antoine i Gabriel, "Mały Książę" i "Sto Lat Samotności", książki tak różne, a jednak podobne w tym, że cały czas odnajduję w nich coś nowego..)

Od siebie powiem tylko tyle, że jeżeli dwoje ludzi decyduje się być razem, to to jest jak długi, wspólny spacer.. I jeżeli jedna z tych osób zgubi się, zatrzyma choć na chwilę i odpuści dalszy marsz, to mimo, że druga osoba zwalnia i woła ją do siebie, to nic nie da się już zrobić.. Można walczyć ale nie w pojedynkę.

Czy zaczynając ciągle od początku faktycznie robi się jakieś postępy? Czy większym ryzykiem nie jest zatracenie się w uczucie do ciągle tej samej osoby? Ja wiem, co bym odpowiedziała..

Teraz pora na cytaty. Bo zostawmy słowa tym, którzy się na nich najlepiej znają..

Zacznijmy od Antoine'a:
"Człowiek naraża się na łzy, gdy raz pozwoli się oswoić."

"Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś."

"Gdy ktoś kocha różę, której jedyny okaz znajduje się na jednej z milionów gwiazd, wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym. Mówi sobie: „Na którejś z nich jest moja róża...”."

"Trzeba troskliwie osłaniać lampy: powiew wiatru może je zgasić..."

"Prosto przed siebie nie można zajść bardzo daleko..."

"Nigdy nie jest dobrze tam, gdzie się jest."

I Gabriel Garcia.. (cytaty nie tylko z 'Cien Anos de la Soledad', przy szukaniu natknęłam się na nie i nie mogę ich nei użyć..)

"Być może dla świata jesteś tylko człowiekiem, ale dla niektórych ludzi jesteś całym światem."

"Ciekawość jest jedną z wielu pułapek miłości. "

"Jeżeli ktoś nie kocha cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha cię on z całego serca i ponad życie."

"Mądrość przychodzi wtedy, kiedy nie jest nam już do niczego potrzebna."

"Nie płacz, że coś się skończyło, tylko uśmiechaj się, że ci się to przytrafiło."

"Nie trać czasu z kimś kto nie ma go, aby go spędzać z tobą."

"Nikt nie zasługuje na twoje łzy, a ten kto na nie zasługuje na pewno nie doprowadzi cię do płaczu."

"Wszystko co się nam przytrafia, dzieje się zawsze z jakiegoś powodu."

"Zgodnie ze swą naturą mężczyzna gardzi głodem po zaspokojeniu apetytu. "

"Żyli w dwóch odmiennych światach, ale podczas gdy on chwytał się rozpaczliwie wszystkich możliwych sposobów, aby zmniejszyć dzielący ich dystans, ona nie zrobiła niczego, co nie prowadziłoby w kierunku wprost przeciwnym. Upłynęło wiele czasu, zanim odważył się pomyśleć, iż owa obojętność nie była niczym innym jak pancerzem przed strachem."

Musze przeczytać więcej książek Marqueza..

...
...

No i piosenka, z lekką nutą goryczy, ale nie pozbawiona pewnej dozy satysfakcji i zadowolenia, której posmak pojawia się po chwili i jest niezwykle trwały..


poniedziałek, 8 września 2008

Dużo się dzieje.

Póki co mam tę pracę. Wymarzoną, wyczekaną. Taką, w której po całym dniu wracam do domu zmęczona ale z poczuciem, że dużo zrobiłam (a nawet bardzo dużo). I za którą dostaję kasę. Czyli wszystko czego potrzebowałam.

Stąd rzadsze moje tutaj zaglądanie.. Chociaż usilnie walczę z moją blogową tradycją, czyli 3 wpisy i koniec zabawy;) Tym razem chciałabym tego bloga, może niezbyt systematycznie, ale jednak prowadzić. I postarać się na nim pisać częściej o makijażach i modelkach, a rzadziej (lub możliwie wogóle) o tym co się dzieje między mną a resztą wszechświata.. Bo nawet jeśli dzieje się nie do końca dobrze, to od rozmów na ten temat mam rzeczywistość i moich przyjaciół, a nie weba.

Więc wróćmy do mojego nowego miejsca pracy i moich pierwszych odczuć - poza tym, że jest masa roboty (i na wszystko trzeba czekać, prawie jak u mojej ortodontki;) ), to energia w tamtym miejscu jest mega pozytywna. Modelki są miłe i pomocne, grzecznie znoszą moje lekkie zagubienie (chociaż już się powoli 'zadomawiam'). Poza tym Roman... O nim można dużo mówić - człowiek, z którym można rozmawiać godzinami. Niesamowicie miły i lekko zakręcony, ale wszystko na plus. Miło się z nim współpracuje - oby tak było cały czas.

I na tych miłych słowach zakończmy tego posta. Mniej miła (z tekstu, bo dla mojego ucha bardzo przyjazna) niech będzie dzisiejsza piosenka na zakończenie..