sobota, 18 kwietnia 2009

Gem, set, mecz...

Dzisiaj telewizja publiczna nadała film, który kiedyś nieźle mną trzepnął. 'Wszystko gra' Woody Allena. O zbrodni. O namiętności. I przede wszystkim o szczęściu. O roli przypadku w życiu. Wrażenie jakie wywarł na mnie chciałam przenieść na innych, bez skutku - to co mnie wydało się genialnym budowaniem napięcia i fabułą pełną przesłań dla domowników było jedynie nudnym filmem, który oglądany od połowy miałby więcej sensu (a przynajmniej marnowałby mniej czasu).

Zastanawiałam się czemu akurat mnie tak poruszył. Była to pewnie wina tematu ustnej matury, której odbycie zbiegało się w czasie z emisją filmu - jej tematem była 'Zbrodnia i zbrodniarze w literaturze'. Temat analizowałam od strony przyczyn powodujących popełnienie owej zbrodni, przy okazji pokazując niektóre aspekty psychiki zbrodniarza. Myślę, że był to jeden z ważniejszych powodów, które zespoiły moje myśli z fabułą filmu - motyw zbrodni był wtedy dla moich myśli czymś poszukiwanym wręcz maniakalnie, a bohater filmu zaczytany w 'Zbrodni i Karze', dokonujący tego, co u Dostojewskiego się nie udało był dla mnie zaspokojeniem jakiejś wewnętrznej potrzeby. Dziwnie to brzmi, ale chyba do teraz fascynuje mnie psychologia zbrodniarza - ot, co matura potrafi zrobić z człowiekiem...

Ale, wbrew fabule, ten film o zbrodni opowiada jedynie przy okazji. Przy okazji ukazywania co jest najważniejsze w życiu człowieka. Nie zdrowie, miłość czy pieniądze - najważniejsze jest szczęście. Opatrzność nad nami czuwająca, przysłowiowy czepek, w którym rodzimy się lub nie...
Bo jeśli mamy szczęście w życiu to reszta przyjdzie sama. Bo czasem niewiele zależy od nas, choćbyśmy mieli najlepsze chęci i pozytywne nastawienie nie zawsze osiągniemy sukces. Najbardziej boli gdy zgarnia go ktoś, kto robiąc wszystko źle dostał go bez większego wysiłku. Gdy nie wygrywa najlepszy, przynajmniej w naszym mniemaniu. I to chyba najbardziej gorzka nauka płynąca z tego filmu.

" 'cause the grass is always greener on the other side"

Co nie znaczy, że powinniśmy przestać patrzeć na 'bright side of life'. Ja bynajmniej nie zamierzam rezygnować z postawy ostrożnego optymisty. Moja trawa jest zadowlająco zielona więc nie będę nikomu innej zazdrościć. Fajnie by było tylko, gdyby wyrosły na niej jakieś kwiaty. Niezapominajki na przykład. Błękitne...

...
...

Piosenka z ramówki TVNu, którą obiecywałam sobie znaleźć i zawsze zapominałam. Do momentu gdy przypomniał mi o niej opis Michalinki. Gracias querida:* A piosenka z tych, przy których nie umiem się nie uśmiechnąć.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

'Czasem zdarzy się, ze pilka zatanczy nad siatka.. I wtedy albo wpadnie na pole przeciwnika - and U win, albo wroci na Twoje - and U lose'. Simple like that? Heheh.

A zobacz, co ciekawe my mamy tylko jedno slowo na to. A oni rozrozniaja 'happiness' od 'luck'.

Poczatkowo myslalam, ze bedziesz pisac o tym pierwszym.. Wszak najwazniejsze w zyciu to szczesliwym byc ;) Szczesciarzom moze i latwiej.. Ale niezupelnie zawsze to co latwiej, bardziej sie ceni ;)

A propo filmu i matury - zdaje mi sie, ze po prostu to trzeba lubic Woodiego Allena, zeby obejrzec z zapartym tchem. Bo jak sama zauwazylas zbrodnia tam jest na samym koncu. I wczesniej nic na nia nie wskazuje. Kurde bo kto by pomyslal? Chyba tylko Allen wlasnie ;)

Mnie tam na wdechu podczas ogladania tego filmu w glownej mierze trzymala Scarlett, nawiasem mowiac ;)

A co do zbrodniarzy - polecam bardzo 'Lektora'. Kate aktorsko rewelacyjna, tak genialnie otwiera psyche Hanny Schmitz, ze od samego momentu napisow koncowych chcesz juz tylko sie z niej wydostac. A nie jak po jakiejs malo wymagajacej komedyjce wtopic w fotel ;) Hah, ze az mi sie swiatopoglad na kino zmienil, ha! ;)

Anyway.. Wracajac do posta - wish U luck and hapinness na wyjezdzie ;)

I koncze juz, zeby nie bylo, ze robie wpisy na nie swoim blogu, mhyhy ;) [Wiadomo kto]