niedziela, 24 sierpnia 2008

Na nudę nie narzekam..

Nareszcie chwila czasu, żeby opisać wydarzenia minionych dni. Ambitnie spróbuję zachować porządek chronologiczny (i budować napięcie jak w filmach Hichcocka - najpierw trzęsienie ziemii, a później poziom napięcia już tylko rośnie).

Więc do dzieła:

Sprawa pierwsza: Spotplener

Pierwszy dzień niestety taki, jak podejrzewałam - to nie jest agencja dla ludzi leniwych - zorganizowanie wypadu za miasto, z całym szacunkiem dla ludzi, którzy brali w nim udział (w większości Bogu ducha winne modelki i fotografowie), pozostawiało wiele do życzenia. No bo jak można inaczej (i nie posługując się słowami powszechnie uznawanymi za wulgarne) wyjazd w plener, do miejsca, o którym wiadomo jedynie "że jest", nikt go nie widział, nikt nie sprawdzał, czy łatwo tam dotrzeć (a przecież noszenie sprzętu i, olaboga, trzymiesięcznego niemowlęcia, nie powinno przypominać obozu survivalowego (a, niestety, przypominało)... Więc pierwsza, podobno świetna miejscówka, okazała się taka jak zawsze, czyli do dupy.. Na szczęście druga, którą były tereny dworca Świebodzkiego (oszczędzajmy benzynę na dojazdy do Sobótki i spowrotem, w końcu jest taaaaka tania ;) ), dawała już radę. Bo co prawda każda modelka miała zdjęcia robione po kilka razy w tym samym miejscu, ale przynajmniej można tam było dotrzeć nie ryzykując w najlepszym wypadku trwałego uszkodzenia ciała.

Dzień drugi już lepiej. Opuszczona fabryka, którą ktoś już widział na oczy dawała radę. Ilość przewidzianych ciuchów nie dała (chwalić Atomówkę;) - dziewczyna przyniosła pół własnej, dość drogocennej szafy, dzięki czemu mogłam jakoś pracować). Joanna z nieznanego mi powodu po paru godzinach opuściła mnie z czterema modelkami, bez przerwy wyłaniającymi się z różnych zakamarków fabryki i piszczących jak głodne pisklęta "Przebirz mnie! Przebierz mnie!".. Dałam rade. Makijażowo się naszalałam. Dziewczętom dziękuję za cierpliwość, wytrwałość i względny profesjonalizm (Atomówka - Tobie szczególnie, za ten brokat, który pozwoliłaś sobie nałożyć na powieki;])

No i chronologię szlag trafił:D Zapomniałam wspomnieć o rozmowie, na którą się tak denerwowałam i przygotowywałam - dowiedziałam się paru interesujących rzeczy o charakterze mojej współpracy z agencją. A, że nie do końca się z takim stanem rzeczy zgadzam, to prawdopodobnie było to moje ostatnie dla nich malowanie.. Ale o tym za chwilę.

Dzień trzeci pleneru, z którego udało mi się wymigać, minął mi na relaksie. Przerwanym paroma nerwicami, niestety... Nerwica mniejsza to niedyspozycja pana M., przez którą jego prezent urodzinowy w postaci biletów na maraton filmowy przepadł na dobre.. No ale cóż. Choroby nei zaplanował. Niech zdrowieje bo chore Mrauciny to nie to, co tygryzki lubią najbardziej. Nerwica większa to telefon z SPP. I nerwowe przygotowania do testów mojej osoby (testów makijażowo, fryzurowo, stylizacyjnych), które odbyły się w sobotę. Nie będę na razie opisywać jak poszło, bo nie chcę zapeszać szansy potencjalnej z nimi współpracy. Napiszę jedynie, że ja z siebie jestem zadowolona - podołałam wyzwaniu, czyli wręcz taśmowemu przygotowywaniu masy dziewczyn.

I znowu wyszedł post przydługi, którego nawet mnie się za pare dni nei będzie chciało czytać;)
Przykro mi za tę odrobinę krytyki, na którą się tutaj zdobyłam, ale sama kilka dni temu usłyszałam, że "należy rozmawiać, żeby nie pojawiały się niepotrzebne pretensje". Ja swoje wypowiedziałam. Najłagodniej jak mogłam. Bo, mimo wszystko, szanuję ludzi, o których pisałam i wdzięczna im jestem za to, co ze współpracy z nimi wyniosłam..

..
..

I tradycyjnie piosenka na koniec. Naszło mnie dziś na nią szaleńczo, mimo kontrowersyjnego falsetu wokalisty i tego, że niegdyś nie mogłam wysiedzieć tegoż właśnie słuchając..

Brak komentarzy: