środa, 27 sierpnia 2008

Trochę o tym, co mnie wkurza..

Widziałam ostatnio t-shirta z fajnym nadrukiem. Wręcz genialnym w swojej prostocie. Kilka literek oddających irytację chyba w najlepszy i najprostszy sposób, w jaki tylko się da - 'Grrr'.

Żałuję, że jej nie kupiłam. (Chociaż pieniądze na moim koncie muszą mi być wdzięczne.. W końcu żyją tam sobie spokojnie, w wesołej gromadce, od czasu do czasu wpadając w popłoch, kiedy Ta Która Ma Moc Wydawania nie zabierze na wieki ich pieniążkowych przyjaciół, krewnych i znajomych ;) ). Ale żałować będę bo taka już moja natura, że aż za często jestem na coś/ czymś/ kimś/ na kogoś wkurzona..

Zaczynając ten temat mam świadomość, że zaczęłam temat rzekę, dlatego (żeby długość tego postu nie osiągnęła rozmiarów "Pana Tadeusza") dzisiaj wypiszę jedynie kroplę tej rzeki.. No może parę meandrów i zakoli;) I ze dwa dopływy..

Niekumaci ludzie mnie wkurzają. To na pierwszym miejscu. Bo, niestety dla mnie, natrafić na nich można dosłownie wszędzie - na drodze, w kolejce, w tramwaju.. A im bardziej miejsce jest zatłoczone i utrudniające mi życie, tym większe stężenie 'niekumactwa' (kolejny przejaw nowomowy) na metr kwadratowy.. Czasem mam wrażenie, że nawet święty mógłby nie wytrzymać tych ludzi - spacerujących i zatrzyujących się tuż przede mną, kiedy gdzieś bardzo się spieszę; stojących na środku przystanku dokładnie w tym miejscu, które jest na mojej trasie do wejścia/wyjścia; pytających o każdy produkt w kiosku, kiedy ja chcę szybko kupić bilet, żeby zdążyć do tramwaju.. Za dużo by tego wymieniać..

Wkurza mnie popadanie w monotonie i odpuszczanie sobie, w sprawach, w których jest to niedopuszczalne. W sprawach związku dwóch osób na przykład. Bo chyba po coś jest się razem. Chociażby po to, żeby nawzajem się uszczęśliwiać. Z podkreśleniem słowa nawzajem. Bo nie wiem jak nazwać związek, w którym stara się tylko jedna strona... Bo druga nie tyle sobie odpuściła, ile po prostu uznała, że czas starania się już minął. Po co się wysilać ponad poziom... Wiem, że liczą się czyny a nie słowa.. Może to co teraz napiszę zabrzmi dziwnie i niezrozumiale, ale dla mnie czasem słowo jest jak czyn.. Miłe słowo, a czasem nawet jakieś, które sens ma tylko dla jednej, konkretnej osoby.. Cóż. Chyba nic dziwnego, że czasem mam dość..

Gołębie mnie wkurzają;) Za gruchanie o poranku, tupanie nad głową, brud, syf i ogólny syf roznoszony dokoła. I za to, że budzą we mnie bezsprzeczne skojarzenie ze szczurami.. Tyle, że skrzydlatymi..

I ostatni 'wkurzacz' na dzisiaj - obcisłe, podkreślające kształty, błyszczące, wydekoltowane, kuse.. Ciuchy w rozmiarze 42 i większe.. Zawsze znikają z wieszaków w błyskawicznym tempie.. Zawsze akurat te - nie, wiszące na wieszaku obok ciuchy, które skutecznie zamaskowałyby zbędne kilogramy i podkreśliły atuty. To mnie wkurza. Bo sama walczę ze sobą, żeby przejść się gdzieś w jeansach rurkach.. A widuję na ulicy dziewczyny, którę wyglądają, jakby pewność siebie zjadły na śniadanie (i pare innych, kalorycznych rzeczy również). Nie mam nic do grubych ludzi. Mam do grubych, źle ubranych. Do chudych, źle ubranych również. Jednak im większy ciuch, tym łatwiej widać go na właścicielu..

Koniec na dzisiaj. Słońce świeci. Nie ma co marudać;)

..
..

Dzisiaj w kąciku muzycznym odgrzewany staroć - piosenka do której tańczyłam w pierwszej klasie podstawówki na 'dyskotekach'.. Jeden z pierwszych hitów muzycznych jaki dokładnie pamiętam;)

Brak komentarzy: