środa, 18 lutego 2009

Funkcja uzyteczności życia ludzkiego

Wczoraj, po tygodniu ferii plus jednym dniu wolnego 'gratis' zaczęłam kolejny semestr. Podobno wiosenny, choć pogoda za oknem mogłaby wskazywać raczej na inne określenie - semestr jeszcze bardziej zimowy, syberyjski, ośnieżony i biały. Nowe przedmioty, nowi prowadzący i nowe wyzwania naukowe. I nowe wykładowe spostrzeżenia, bo to właśnie jedno z nich jest powodem dzisiejszego posta - ono i chęć rozgrzania palców pisaniem na klawiaturce;)

Wykład z Teorii Podejmowania Decyzji (tak - podejmowanie decyzji ma jakąś teorię... o tym jak się ona ma do rzeczywistości pewnie niedługo będę mogła napisać więcej...), pocieszny pan prowadzący przypominający sposobem mówienia jednego z członków grupy kabaretowej Łowcy.B i sprawiający całkiem przyjazne wrażenie (oby mnie przeczucie nie zwiodło) - na koniec niespodzianka - ankieta. Nie taka jak normalnie, a całkiem abstrakcyjna (w jakim wieku zmarł Mickiewicz, ile dni trwa ciąża słonia, jaka jest średnica księżyca...). Jeszcze chwile po jej wypełnieniu byłam zwyczajnie rozbawiona i ciekawa tego, jak zinterpretuje ją prowadzący na następnym wykładzie (który dopiero za dwa tygodnie z racji wizyty niejakiego pana Prezydenta eRPe)... Jednak gdy wróciłam do domu i zaczęłam myśleć nad pytaniami okazało się, że pośród nich było jedno, które sprowokowało do przemyśleń głębszych niż problem długości Nilu...

'W pewnym mieście zapanowała nieznana zaraza, istnieją dwie możliwości jej zakończenia: w wyniku pierwszej przeżyje 200 z 600 mieszkańców; w przypadku drugiej jest 1/3 szans na to że ocaleją wszyscy i 2/3 na to, że wszyscy zginą...'

Hmm... Przy wyłączonych odczuciach, posługując się wyłącznie liczbami można powiedzieć, że między rozwiązaniami nie ma różnicy - w obydwu wartość oczekiwana dla liczby ocalonych wynosi 200, tyle, że jedna z tych możliwości jest obarczona ryzykiem...

W pierwszej chwili chciałam zaznaczyć opcję nr 1 - bezpieczną, pewną i przewidywalną. Jednak po chwili w głowie ukazało mi się te 400 osób, które przez ten wybór byłyby skazane na śmierć - dzieci, małżeństwa, samotni, dobrzy i źli, każdy z nich jedną decyzją skazany na śmierć... I wtedy zaznaczyłam opcję drugą... Mimo ryzyka, mimo widma przegranej - bo istniała szansa, że przeżyją wszyscy...

Ten test był widać po części psychologiczny... Gdyby chodziło o np zysk z inwestycji bez wahania wybrałabym działanie nieobarczone ryzykiem... Jednak gdy zaczęło to dotyczyć ludzi, po prostu nie potrafiłam dopuścić wizji, w której skazuję 400 osób mogąc o nie walczyć...

Ja widać taka jestem. Potrzaskana i niepoprawnie wierząca w to, że jednak mimo niewielkich szans będzie dobrze. Że będzie happy end, książę pocałuje królewnę i za kilkanaście lat nie ucieknie z pokojówką...

A co wy byście wybrały? Które rozwiązanie problemu? Niby proste pytanie a jednak pozwala trochę poznać siebie - lubię te rzadkie momenty kiedy studiując mogę odkryć przypadkiem część swojego ja...

...
...
I kolejny demon muzyczny, nowoodkryty i działający na duszę jak rozgrzewający kompres. A to przy obecnej aurze porządane na równi z gorącą czekoladą z karmelem i wanilią...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

jakbym dostala pytanie z dupy, za przeproszeniem, teoretyczne i w anciecie znaczy sie, wybralabym opcje pierwsza. dla mnie osobiscie bardziej optymistyczne jest to, że 200 przezyje na pewno i zaczniemy od nowa.
:*

Anonimowy pisze...

Doprawdy nie trawie cyferek. Przez minute czulam sie niepelnosprytnie, probujac zglebic czym sie rozni jedna trzecia od jednej trzeciej szansy ;]
Ostatecznie nie wiem, czy doszlabym do tego sama, bo mnie juz szlag trafiac zaczal, wciaz bez przejasnien..
Natomiast wybierajac miedzy wyborem pewnych 200 ocalen, a rosyjska ruletka z nadzieja na ocalenie wszystkich, to chyba wybieram to drugie jednak.