niedziela, 11 stycznia 2009

Digitalizacja życia...

Styczeń, mimo ujemnych temperatur za oknem jest niezwykle gorącym okresem dla mnie. Gorącym naukowo... Wrzącym wręcz. Taki moment, w którym 'Sita - rok nauki w tydzień' to za mało. Moment, w którym 200g mocnej, mielonej kawy przepijam w tempie, na które lekarze zaczęliby szykować dla mnie miejsce na oddziale intensywnej terapii. Bo metody podłączenia ekspresu do kawy bezpośrednio do krwioobiegu jeszcze nie wymyśliłam...

I przy okazji kolejnego okresu zaliczeniowo-sesyjnego znowu nasuwa mi się pewne spostrzeżenie - wolę uczyć się do przedmiotów zwiazanych z liczeniem. Nienawidze kuć na pamięć zawartości opasłych książek, wiedząc, że i tak chwilę po wynikach egzaminu, o ile będą pozytywne, zresetuję pamięć na okoliczność zapamiętywania innych pierdół. Wolę przygotowując się do egzaminów i kolokwiów robić zadania - nie tylko dlatego, że wtedy mogę mieć włączonego kompa, gg, muzykę i robić jeszcze milion innych rzeczy. Ja po prostu lubię liczby.

Według mnie liczby mają w sobie zwyczajnie więcej szczerości niż słowa. Słowa, odpowiednio złożone i wypowiedziane zyskują kilka wcieleń, potrafią mieć drugie dno. Obcując ze słowami trzeba umieć czytać między wierszami, rozumieć niuanse, odczytywać intencje. Z liczbami tego problemu nie ma...

Ja chyba naprawdę widzę ziarnko prawdy w stwierdzeniu, że matematyka to królowa nauk. Dzięki niej liczby zostały ujażmione, oswojone, niegroźne. Dzięki wzorom dokładnie wiemy co chcą nam przekazać. Używając odpowiednich programów możemy odgadnąć właściwie każdą niewiadomą, obliczyć prawdopodobieństwo, ryzyko... A jeśli jakieś obliczenia są ponad nasze możliwości? Możemy dodać założenia upraszczające, które sprawę rozwiązują.

Ostatnio dużo siedzę przy Excelu. A kalkulator niedługo przyrośnie mi do dłoni. A mimo to jak tylko mam chwilę na relaks, spędzam ją rozwiązując Sudoku... I zaczynam rozumieć jednego z bohaterów Matrixa, który w rozsypance ziolonych znaków na monitorze widział blondynki, brunetki, rude...
Wiem, że życia nie da się opisać równaniem matematycznym. Ale wiecie co? Czasem naprawde mi szkoda, że to niemożliwe. Łatwiej by było z niego eliminować ludzi-zmienne nieistotne. I przewidywać kierunek rozwoju...

...
...

I kolejny zespół, który nie pojawił się jeszcze tylko przez niedopatrzenie. Piosenka? Wybrana losowo. Bo chyba nie ma wśród ich repertuaru takiej, której bym za coś nie lubiła...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

'Zmienna nieistotna' to brzmi dla mnie jak oxymoron jakis.. Ale ja sie tam na cyferkach zupelnie nie znam, co wiecej mam nawet wstreta do nich ;)

Anonimowy pisze...

jako filolog lubuję się w słowach i w tym, że mają drugie dno. takie moje zboczenie. zgadzam się jednak, że tylko liczby potrafią być uczciwe...