poniedziałek, 20 października 2008

Chiński symbol ryzyka.

Wierzycie w znaki?

W wydarzenia całkiem niepowiązane z niektórymi sprawami, ale dające do myślenia. Prowokujące do zastanowienia się nad tym czy napewno postępujemy właściwie...

Na przykład tramwaj, który psuje się w momencie, kiedy jedziemy na rozmowę o pracę. Pracę potencjalnie idealną, a która okaże się męczarnią. I gdybyśmy tylko nie przebiegli kilku przystanków żeby zdążyć na spotkanie z pracodawcą, nigdy byśmy jej nie dostali. I byli szczęśliwsi...

Najczęściej takie znaki dostrzega się już po fakcie. Wtedy stają się tak oczywiste, jakby ktoś dopisał przy nich kilka wielkich, czerwonych wykrzykników...

Najśmieszniejsze jest to, że wykrzykniki są tam cały czas. Ale my, w swoim uporze i przeświadczeniu o naszej nieomylności - nieomylności intuicji i uczuć, ignorujemy je albo bagatelizujemy. Jak ta blondynka, która zderza się z murem, mając przy tym pretensje, że przecież trąbiła...

Chciałabym potrafić czytać takie znaki. I odróżniać je od zwykłych przypadków wywoływanych przez tego mojego ulubionego epsilona;)

...
...

Plus kolejna piosenka, która trafiła do mnie od razu. I to była miłość od pierwszego usłyszenia. Nie efekt działania oksytocyny... Ale o tym więcej w następnym poście, jeśli się odpowiednio słowa ułożą:)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

'I had a nightmare, I was a blonde?' ;> Racja z tymi znakami, duża racja. Aż się zastanowiłam dlaczego tak.. Chyba człowiekowi trudniej jest wyjść po prostu z ramek swoich imaginacji, niż uporczywie trąbić w mur.

Anonimowy pisze...

to czytanie znaków nazywa się 'doświadczenie' i nie ma chyba człowieka, który umie to od razu. musiałby mieć niesamowitą intuicję. po to się parzymy, żeby potem, jak już przyjdzie żyć naprawdę umieć się samemu i ukochanych bronić. właśnie czytając ze znaków :*